2016/08/17

01. Reversion


~Dwa lata temu.~

- Kylie, przywitaj Luke'a - psycholożka uchyliła delikatnie drzwi, w progu których stanął chłopak.
 - Hej - blondyn podszedł do mnie i wyciągnął dłoń w geście przywitania. 
 - Cześć - burknęłam cicho pod nosem lekko speszona. Nie podałam chłopakowi ręki tylko usiadłam z obojętną miną na krześle. 
Isabella, - gdyż tak na imię miała psycholog, z którą od ponad miesiąca, dwa razy w tygodniu spotykam się aby rozmawiać o własnych problemach – urażona moją postawą wobec nieznajomego chłopaka, skrzywiła się. Jak sądzę chciała mnie skrytykować. Niestety nie jej zadaniem jest ocenianie mojego zachowania wobec rówieśników. Mam szesnaście lat, nie dziesięć i dobrze wiem co robię. 
- Kylie... - zaczęła powoli odgarniając pasmo włosów za ucho. – Przyprowadziłam Luke'a, bo chciałam abyś zaprzyjaźniła się wreszcie z kimś w twoim wieku. Z tego co słyszałam od twojej ciotki nie masz zbyt wielu znajomych, a kontakt z ludźmi będzie Ci teraz bardzo potrzebny.
To frustrujące, że wszyscy inni wiedzą co jest dla mnie najlepsze i czego potrzebuję. Sama potrafię o siebie zadbać i nie mam zamiaru poznawać nikogo. Prawda jest taka, że nikt nie jest w stanie mnie zrozumieć i mi pomóc. A w zupełności nie jakiś przypadkowy chłopak, którego największym problemem jest dylemat między kolorem iPhona.
 - Luke jest chory... - kontynuowała zerkając raz na mnie, raz na blondyna. - Chory na raka - na jej twarzy malował się smutek. – Chcę żebyś z nim porozmawiała, on tak jak ty potrzebuje kontaktu z innymi.

Przyjaźń z Lukiem, w zasadzie  kilkudniowa, była najfajniejszą rzeczą (o ile można to nazwać rzeczą), która spotkała mnie od wielu miesięcy. Zapomniałam o problemach, które dotyczyły mnie i zaczęłam zauważać, że są na świecie ludzie, którzy mają o wiele gorzej. Luke mając zaledwie szesnaście lat żył ze świadomością, że niedługo umrze. Do tej pory, gdyby ktoś zwiastował moją śmierć, to prawdopodobnie miałabym to gdzieś. Ba! Cieszyło by mnie to, że umrę naturalnie i nie muszę, kolejny raz, odbierać sobie życia. Teraz w ogóle tak nie myślę. 
Tak, miałam próbę samobójczą. Niejedną. W wieku szesnastu lat, niejednokrotnie, próbowałam się zabić.
Kilka lat temu straciłam dwie najważniejsze osoby w moim życiu. Straciłam własnych rodziców. Bolało? Uznam to za pytanie retoryczne. 
Ludzie bywają mówić, że ważni ludzie pozostaną w naszym życiu na zawsze. Nawet jeśli coś nas rozdzieli, los i tak sprawi, że pewnego dnia znów się spotkamy.
Pomyśleć, że po tylu latach niepamięci wszystko, tak nagle, wróci?! Powróciły wspomnienia, wspólnie spędzone chwile, spojrzenia... i coś jeszcze. 
Wszystko zaczęło się od powrotu do Sydney... 

Dwa lata później.

- Znów tu jesteśmy. Cieszysz się? - głos Charlotte przerwał panującą ciszę w samochodzie. Piękna blondynka z szerokim uśmiechem patrzyła się na mnie wyczekując odpowiedzi. Liczyła na potwierdzenie, rzecz jasna. Niestety, nie cieszyłam się. Doprawdy nienawidziłam Sydney. To – do tej pory – ostatnie miejsce, które pragnęłam odwiedzić, a co gorsza zamieszkać tu na stałe.
- No jasne - rzuciłam krótko przez zaciśnięte zęby. Nie mam siły dyskutować na temat: ,,dlaczego Kylie nie cieszy się z powrotu do domu”. Ciotkę jak widać zadowoliła moja, jakże w zupełności szczera odpowiedź gdyż powróciła do prowadzenia pojazdu w milczeniu. Charlotte doskonale wiedziała, że Sydney przypomina mi o tych wszystkich wydarzeniach sprzed trzech lat, o których pragnęłam zapomnieć. Z drugiej strony ona jak nikt inny wiedziała co przeżywałam po stracie mamy. Straciła własną siostrę czyli bardzo ważną cząstkę siebie. Moja rodzicielka była również najlepszą przyjaciółką Char i na odwrót. Obie wspierały się w każdej chwili, utrzymywały stały kontakt nawet po tym jak wyszły za mąż. Dlatego właśnie po wypadku ciotka bez gadania wzięła mnie do siebie, pomimo tego, że facet ją zostawił, a jej ledwo starczało na najpotrzebniejsze rzeczy. Zaopiekowała się tym działającym na nerwy, samolubnym bachorem, wyprowadziła się z nim na dwa lata do innego miasta aby poprawić się finansowo, a teraz znów wraca na stare śmieci. Różnica jest taka, że ten bachor nie ma szesnastu, a osiemnaście lat.
Samochód zatrzymał się przed sporym domem. Jest dokładnie taki, jaki mam w pamięci. Ściany budynku wprawdzie zszarzały, okna są zabrudzone, a podjazd jest zasyfiony zgniłymi liśćmi. Wysiadłam z samochodu i weszłam do mieszkania. Widok mnie zdziwił, pozytywnie zdziwił. Spodziewałam się wielkich pajęczyn zwisających z sufitu i wielkiego smrodu stęchlizny. Zastałam normalne, tylko zakurzone mieszkanie.
Sięgnęłam po dwie, dość spore walizki stojące nieopodal drzwi i ostrożnie ruszyłam w stronę pokoju, który zasiedliłam kiedy ostatnio tutaj mieszkałam. Tutaj też, o dziwo, prawie w ogóle się nie zmieniło. Fioletowy kolor na ścianach, wielkie łóżko z wieloma poduszkami, milion zakurzonych pluszaków. 
- No nic się nie zmieniło – Charlotte przejrzała wzrokiem pomieszczenie.
- Niestety. Miałaś okropny gust, wiesz?! - wyszczerzyłam zęby w uśmiechu.
- To nie ja bawiłam się w dekoratora – posłała mi sójkę w bok. - Wszystko robota Ethana.
- Widzisz, nie masz się czym przejmować. Na co ci facet z kiepskim gustem dekoratorskim?
- Pewnie chciałabyś zmienić? - usiadła na łóżku przygryzając policzek.
- Char, daj spokój. Za niedługo się wyprowadzę - spojrzałam na nią i wysiliłam się na uśmiech. - Nie spędzę całego życia na twoim utrzymaniu.
- Zostało ci jeszcze kilka lat nauki. Serio chcesz kisić się wśród... - machnęła ręką. - Tego?!
- Jeśli ma tutaj dojść do jakiegokolwiek remontu to tylko i wyłącznie z mojej kieszeni. Okay? - siedziałyśmy przez chwilę w milczeniu.
- Schodzisz na kolację? - Wstała i ruszyła w stronę drzwi.
- No jasne, zaraz zejdę.

Charlotte nakrywała do stołu nucąc pod nosem jakąś nieznaną mi piosenkę, która leciała w radiu. Postanowiłam jej pomóc, więc wzięłam od niej talerze i położyłam na stole.
- Smacznego – życzyła mi ciocia, a następnie zabrałyśmy się za jedzenie. 
Tosty z nutellą i bananami – moje ulubione. Przynajmniej jedna dobra rzecz tego dnia.
- Char... - zaczęłam, zbierając naczynia po kolacji. - Co ze szkołą?
- W poniedziałek wracasz – oznajmiła blondynka, wkładając zebrane przeze mnie naczynia do zlewu. - Musisz tylko wypełnić pewien formularz i donieść im w najbliższym czasie.
- Jaki znowu formularz?! - westchnęłam ciężko.
- Sama zobacz. Jest w mojej torebce – wskazała palcem na przedmiot.
- Imię, nazwisko, data urodzenia, choroby, uczulenia... - wymieniałam. - Podpis lekarza? Nie gadaj, że będę musiała się włóczyć po przychodniach?!
- Na to wygląda – stwierdziła świdrując wzrokiem po kartce.
Cudownie.


Hej? Nie wiem czy mnie ktoś tu jeszcze pamięta? Tak wiem zawiodłam na całej linii. Zamiast pisać rozdziały zrobiłam sobie wolne. Przedłużyłam wakacje o jakieś trzy miesiące(?). Wiem przesada. Nie chcę się tu użalać i tłumaczyć przez całą notkę, więc nie zrobię tego. Powiem tylko tyle, że mamy nowych bohaterów. Opowiadanie jest głównie o Luke'u i Camili, której całkowicie zmieniałam imię  i nazwisko (radzę zajrzeć do zakładki bohaterowie). I mała ciekawostka - nie powrócę do "Violetty" już nigdy więcej. Jakoś nie kręci mnie już ten serial. I jeśli komuś to nie pasuje to trudno, ale ja nie będę pisała o czymś co mnie nie interesuję. Wolę żeby opowiadanie było dobre i z czymś takim co ja uwielbiam, a nie pisane na przymus, bo ktoś tak chcę. I jeśli mnie zrozumieliście to dziękuje i do zobaczenia.

9 komentarzy:

  1. Miazga!
    Dziewczyno dobrze, że zrobiłaś sobie przerwę, bo dzięki niej napisałaś takie cudo!
    Boże do tego 5SOS <3 Rozpływam się... Jeszcze ten gif z Luke'm... Zabiłaś mnie!
    Czekam na więcej :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Boże dziękuje!
      Myślałam, że nikogo tak naprawdę już tu nie będzie, a wchodzę tu po jakiejś godzinie od udostępnienia i widzę miłe zaskoczenie :)
      Dziękuje wam moje ibf:*
      Szczerze nie wiem jak się w taki szybki sposób dowiedziałyście o tym opowiadaniu, ale chyba za dużo przebywacie w internecie ;D
      Nie no, dziękuję tobie i wszystkim co napisali choć jedno słowo tutaj<3

      Usuń
  2. A mi to już miejsca nie zajmiesz?!
    Wiem, że nie miałaś pewności, że cały czas żyję xD Ale jednak żyje ;D

    Rozdział pierwszy "bombowy"!
    Boże zakochałam się! I nie, nie w Luke'u (w sumie w nim też xD) (Choć moim menszem jest Calum to i tak kocham Luke'a <3)
    Jezu opowiadanie mega!
    Ja cie kc za nie<3
    Ps. Zostawiaj mi miejsce ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeju dziękuje :)
      Szczerze nie byłam pewna co do udostępniania tego rozdziału, ale po przeczytaniu tych paru komentarzy poczułam się pewniej.
      Takie miłe słowa tak cholernie pomagają, nawet by napisać cokolwiek ;)
      Dziękuje i ja cb też kc<3

      Usuń
  3. Wspaniały! Czekam na następny:*

    OdpowiedzUsuń
  4. świetny, cudowny, boski omfg dcuvfbsodgubb

    OdpowiedzUsuń
  5. To fanfiction jest świetne i już się w nie wkręciłąm mimo, że jest to dopiero pierwszy rozdział, ale bardzo podoba mi się twój sposób pisania, czyta się szybko i przyjemnie i można to sobie łatwo wyobrazić :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Jejku tak bardzo mi się podoba ! Uruchomiłam swoją wyobraźnie i myślę, że zapowiada się fantastycznie *.* Nie moge doczekać się pierwszego rozdziału :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Witaj!
    Masz dość pisania dla siebie? Chciałbyś, żeby twój blog zdobył większą popularność? Dla każdego autora komentarz jest niczym muzyka dla uszu. Jednym słowem chciałbyś, żeby twoja praca została doceniona?
    Jeśli twoja odpowiedź brzmi - tak, dobrze trafiłam.
    Chciałabym zaprosić Cię do Katalogu z naszych marzeń. Jak sama nazwa wskazuje, zbiera on opowiadania, nieważne, gdzie umieszczone i pokazuje je światu. Moim marzeniem jest utworzenie prężnie działającego Katalogu, dzięki któremu kolejne opowiadania nie zginęłyby w czeluściach sieci.
    Zapraszam serdecznie. Myślę, że nie pożałujesz, a wręcz przeciwnie, opłaci ci się to.
    katalog-z-naszych-marzen.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń